Każda wielodzietna była pierwszy tydzień mamą.

Jak one to ogarniają te wielodzietne? To są jakieś tajemne moce!”  myślimy, a zaraz potem przychodzi nam refleksja o “nienadawaniu się i nienastarczaniu”.
Przyznam wam się , że ja stale w tą pułapkę wpadam np. obserwując na instagramie pewną matkę DZIESIĘCIORGA dzieci “rok po roku” (która rodzi w domu – marzenie, uczy ich w trybie edukacji domowej, robi co urodziny inne dekoracje urodzinowe … i ogólnie jest chyba super bohaterką)

Zaskakujące jak często dostaje właśnie takie wiadomości od Was – dzielnych mam, które ledwo co urodziły  i już się martwią. Porównują siebie z innymi  WIZERUNKAMI kobiet, fragmentami ich życia,  i na podstawie kilku białych, wysprzątanych zdjęć – topią się po uszy w wymaganiach do samej siebie.

Gdy byłam dość radosną, zaaferowaną, 23 letnią młodą żoną, okazało się jakieś trzy miesiące po ślubie, że czekamy na dziecko. Przeczytałam kilka książek związanych z tym tematem, no bo trzeba to macierzyństwo najpierw zbadać i być gotową.

Oczywiście obserwowałam inne matki, chodziłam pytać jak się rodzi, jak się karmi, co trzeba by mieć… One tyle wiedziały… co jakiś czas polecały mi książki.
Chyba pierwsza jaką dostałam ze słowami “to jest super”, była napisana przez pewną angielską guwernantkę. Wyjątkowo podobał mi się wniosek jaki z niej naprędce wysnułam. Można skatalogować niemowlęta!  Jest ich kilka rodzajów i w pierwszych dniach należy dokonać analizy, a następnie robić to co w instrukcji. Świetnie!

Kolejna polecana przez ekobliskiematki, napisana przez dość… podejrzaną biograficznie kobietę, doprowadziła mnie do łez. Wyłam sama już nie pamiętam dokładnie dlaczego, ale podejrzewam, że hormony odgrywały tu kluczową rolę. Chodziło o jakieś niezwykłe zwyczaje indian i te dzieci były takie szczęśliwe bo… bla bla bla.

Jak to możliwe spytacie (a może nie bo znacie z autopsji), że dziewczyna, która jeszcze N I E U R O D Z I Ł A, już czuje się niewystarczająca i przerasta ją sama wizja opieki nad niemowlakiem? Otóż tak mogą działać na nas niektóre poradniki (i doradczynie). Pozwolę sobie jednak nie podawać tytułów, bo nie o to tu chodzi. Na każdą z nas zupełnie inne słowa i podejście działa w taki destrukcyjny sposób. JESTEM PEWNA, że dla niektórych te które mnie smuciły, mogły być fantastyczną inspiracją.

Jeśli czujesz, że jakaś “doskonałą pozycja” z kategorii poradników dla matek ci nie odpowiada, nie musisz jej czytać. Serio. I jak powiedział pewien zaprzyjaźniony pedagog “wywalcie te poradniki i wychowujcie po swojemu! jak czujecie!”
Banalne? Nie dla mnie 6 lat temu.

Kulałam się jeszcze do końca nabrzmiałych 42 tygodni. A ich  ukoronowaniem była indukcja porodu. (O jej przebiegu pisałam już kiedyś tu).  Po raczej absurdalnych poradach pań “znających” się na laktacji, wróciłam do domu i się zaczęło.

Co ciekawe i zaskakujące dla mnie wtedy , nie uchroniło mnie przed rozterkami to, że sama byłam starszą siostrą dla sześciorga. Przewijałam, robiłam kaszki, flaszki i zabawy z plasteliną dużo wcześniej niż zdałam do gimnazjum. Być czyjąś matką jest tak odmienne od być siostrą czy opiekunką!

pierwszy tydzień w domu fot. Kuba 

Okazało się, że kategorie podane jak na tacy w mądrej książce, nijak się mają do naszego pierworodnego. Dzwoniłam do Kuby przejęta “to chyba jednak płaczący wrażliwiec!” Podczas gdy następnego dnia był królem imprezy, kontaktowy i pogodny jak noworodki z filmów (te grane przez lalkę). Zaczęłam odkrywać, że dotyczą go różne “rodzaje postępowania”. Miewa różne dni, że czasami poprostu rośnie mu ząb, czasami za dużo się działo … albo czasami za mało!

Żeby okiełznać jakoś swoją codzienność, postanowiłam zapisywać pory karmienia i drzemek. NAGLE okazało się, że powoli nabierają rytmu, są dłuższe niż mi się wydaje, a karmienia bardziej przewidywalne.  Musieliśmy po prostu się poznać!
Moje największe odkrycie, dotyczące takich maleństw to to, że są mądre. Mają osobowość, charakter, upodobania. A ja otwierając uważne oczy i serce,  nie chcę przegapić tego co do mnie MÓWIĄ.

Poradniki są super jeśli Ciebie inspirują! Ale są nie potrzebne, jeśli Ciebie dekoncentrują i zasłaniają to odkrycie: To dziecko, to jedyny w swoim rodzaju człowiek, a ja jestem dla niego najlepszą mamą.

Siedzę teraz pijąc herbatkę (dzięki Maja) i patrzę na te zdjęcia z przed 6 lat i tak się cieszę, że to wszystko mnie spotkało… No i Kuba myje naczynia.

fot. Kuba

15 przemyśleń nt. „Każda wielodzietna była pierwszy tydzień mamą.

  1. Myślałam że przez to że nie czytałam poradników to czegoś mi braknie 😉 a tu takie odkrycie że jednak to największe szczęście 🙂

    Pisz dalej! Super się czyta!

  2. Świetny tekst. Pomógł mi w moich rozmyślaniach czy chce być mamą po raz drugi czy jedno wystarczy.

  3. Ja czytalam poradniki w ciazy. Po porodzie juz nie pamietalam co w nich bylo napisane. Nie bylo juz wtedy czasu na czytanie. W nastepnej ciazy rok po roku wiedzialam ze to strata czasu bo kazde dziecko jest inne

  4. Mądry tekst. Za wiele polegamy na poradnikach a za mało na sobie, jako kobiecie i matce.
    Ps. U mnie w szpitalu pielęgniarka laktacyjna to też była masakra. Za każdym z 4 razów , na przestrzeni 12 lat 😉

  5. U mnie pierwsza ciąża to była masakra. Ja młoda, tu mają pojawić się bliźnięta. Wciąż dochodziły mnie głosy, że nie damy rady, że już mam szukać kogoś do pomocy, że kp to nie przy blizniaczkach i wiele innych, krzywdzacych słów. O blizniakach przeczytałam jeden poradnik, specjalnie ominęłam jeden rozdział. Mnie pomógł, bo były tam historie rodziców wczesniakow. Bliźniaczki udało się karmić piersią do 18 miesiąca życia. Pojawiło się kolejne dziecko, jedno. A teraz w drodze kolejne i znów pojawiają się krzywdzące teksty. Pełne wątpliwości i podwazania moich zdolności.

  6. Przy pierwszym synku miałam duuuży problem, nie potrafiłam traktować go jak człowieka. Jak dziecko owszem, ale nie jak człowieka. Niby to to samo, jednak dla mnie to były 2 zupełnie inne pojęcia. Nie przeczytałam żadnego poradnika, chyba z lenistwa, ale dam sobie rękę uciąć, że gdyby to było w co drugim zdaniu to i tak bym tego nie zauważyła. Przy drugim było trochę łatwiej, przy trzecim sporo łatwiej a jak już przyjdą wakacje i pojawi się czwarte ( Boże, żeby to była dziewczynka) to chyba będzie dużo łatwiej. I tak ciągle modlę się o szacunek do dzieci. To dla mnie najtrudniejsze.

  7. Cześć Maju!
    Obserwuję Twoje konto na Instagramie, i nie ukrywam, czasem jakieś zdjęcie Twojej wesołej gromadki, czy nawet samego człowieka-pączka “robi mi dzień”, tym chętniej zajrzałam i tutaj
    Nie jestem mamą (i nie wiem czy kiedyś będę), ale Ciebie (i inne mamy) bardzo podziwiam za to podejście do życia, macierzyństwa i przekazywanie tych wszystkich pozytywnych rzeczy światu
    I chciałam jeszcze napisać, jak niesamowite jest to, że taki maluszek jak Jeremi na ostatnim zdjęciu od razu ma “charakter”- chociaż znam go tylko ze zdjęć i filmików, od razu wiem, które to z Twoich dzieci (chyba, że to ktoś inny, to cofam co napisałam!)
    Pozdrowienia, trzymajcie się ciepło w tym śniegu!
    Dominika

          1. chodziło mi o @farmschool_mama ta o której piszesz to babka z super mocami, ale są też takie w moim wieku jak ta o której piszę – i ona ma całą 10tkę rok po roku 🙂

        1. A no właśnie nie @tainalicciardotoivola – u niej tylko ostatnia 4 jest rok po roku 😉
          chodziło mi o @farmschool_mama 🙂

Możliwość komentowania jest wyłączona.