Miesięczne archiwum: listopad 2019

Sprzątanie domu z dzieckiem u boku.

Nina zadowolona, że sprząta z mamą! fot. Anna Makowska

W tym tekście mam nadzieje odpowiedzieć na parę waszych pytań, jak przy takiej gromadzie “pomocników” radzić sobie z porządkowaniem mieszkania.

Czy to w ogóle jest możliwe, że gdy stale ktoś rozsypuje, wylewa, wywraca, miesza i porzuca w dziwnych miejscach, będziemy miały skrawek kanapy na wieczorny odpoczynek?
A w ogóle, czy my mamy zawsze porządek?

Gdzie są moje granice?

Każdy ma swoją granicę tolerancji dla bałaganu. Mnie np. nie denerwuje wysypany pojemnik z zabawkami. Ale sześć pojemników już tak.
Nie denerwuje mnie bałagan w pralni, zajmuję się tym co ważniejsze. Po prostu wiem, że przyjdzie na nią czas i np. w sobotę nadrobię zaległości.

Za to blat w kuchni i stół lubię mieć czysty i zachęcający, żeby przy nim usiąść. Lubię mieć obrus, kwiatek w wazonie. Czuję wtedy, że mam gdzie usiąść gdy potrzebuje przerwy. Gdy otwiera się drzwi wejściowe do naszego domu – stół to pierwsze miejsce które rzuca się w oczy. I tak właśnie miało być, kuchnia jest centrum naszego domu. Dlatego to na niej się skupiam, gdy chcę mieć strefę wolną od klocków.

Czasami trzeba coś zmienić

Nie da się ukryć, że moje maluchy, są dosyć żwawymi pociechami i STALE coś rozsypują. Stanisław uwielbia rozrzucać przyprawy, płatki, piasek z doniczek i inne rzeczy, których nie chcesz mieć przyczepionych do stóp. Do tej pory mieliśmy stale pod ręką przemysłowy odkurzacz, który lubimy …jednak kupiliśmy go typowo na remont. Jest wielki i bardzo rzuca się w oczy na środku mieszkania, bo co chwilę jest potrzebny. Zaczęłam więc myśleć o jednym z tych bezprzewodowych odkurzaczy.

Dzięki współpracy z firmą Thomas mogę testować Quickstick Stick Boost… i jak się domyślacie okazje by go użyć pojawiają się co chwilę.

Jest niewielki, waży około 3kg, więc bez problemu sprzątam nim jedną ręką. (W drugiej oczywiście trzymam Ninę.) Jest cichutki, więc można bez krępacji użyć go nawet o 5 rano gdy Stachu wysypie resztkę płatków śniadaniowych, a sąsiadka z dołu i reszta dzieci na pewno jest mi wdzięczna za ciche uporanie się z małą katastrofą. Do bajerów, należy podświetlenie ledowe, które wydawało mi się zbędne…aż zaczęłam sprzątać! Dokładnie widać zakamarki np. przy listwach czy pod komodą. O! Właśnie na pewno można go pochwalić za wygodne odkurzanie pod meblami.

To podświetlenie jest bezlitosne 😉 Jeśli gdzieś jeszcze są fafoły do wciągnięcia to ich nie przeoczysz
fot. Anna Makowska


Elegancko mieści się nawet pod niewysokie komody czy sofę. A jeśli chodzi o sofę, specjalne końcówki wymienne do “Quicksticka” pozwalają łatwo i szybko pozbyć się kawałków czipsów po wieczornym maratonie serialu. To samo z kanapą w samochodzie! Mój mąż od razu zachwycił się opcją bezprzewodowego urządzenia, które naprawdę wciąga resztki paluszków z dziecięcych fotelików po wyprawie.

W tej wersji odkurzacz super się sprawdzi przy sprzątaniu samochodu!
fot. Anna Makowska
No i żadnych worków!
fot. Anna Makowska

Łatwo i szybko, albo może się nie udać…


W ogóle w sprzątaniu z dzieckiem u boku często chodzi o nasz komfort. Sprawne narzędzie pod ręką to jest to co sprawia, że chce mi się działać. Dlatego nasz nowy odkurzacz zawiśnie blisko centrum dowodzenia (czyli kuchni) na specjalnym uchwycie. Ważne, żeby blisko był kontakt i przy okazji ładować baterię.
Ty najlepiej znasz twoje mieszkanie i wiesz gdzie najczęściej te małe “awarie” wybuchają. Życie z dwulatkami nauczyło mnie zasady:

Lepiej szybko coś ogarnąć, niż pozwolić na efekt domino.

Maja Comastadello
Myślę, że tutaj nie jest potrzebny opis 😀 fot. Anna Makowska


Innymi “gadżetami”, które usprawniły mi prowadzenie domu są na pewno suszarka bębnowa ( możecie przeczytać osobny wpis o tym jak radzę sobie z praniem dla taaaaakiej rodziny) i mop parowy.
Wcześniej nie znosiłam mycia podłóg i zostawiałam to na koniec … i to mężowi 😀
Teraz odpalam mop i bez żadnego latania z wiadrem, najczęściej samą wodą myję podłogi i mam pewność, że pełzające dzieci bawią się na bezpiecznej powierzchni.

Współpraca całej rodziny

Nie da się posprzątać domu w którym mieszka np. 8 ludzi w pojedynkę… to znaczy można próbować. Jednak zanim skończysz obchodzić każde pomieszczenie dokonując najpilniejszych prac porządkowych, twoje słodkie maluchy rozpoczną jakąś fascynującą zabawę w tym już “doszlifowanym”.
Albo lepiej: trzeba już rozpocząć od nowa posiłek bo minęło tyle czasu.

Codziennie zachęcam moje dzieci, żeby robiły proste czynności związane ze sprzątaniem. Czy są najbardziej samodzielni na świecie? Pewnie nie, ale wymagamy od starszej trójki ( 7lat, 5 lat i 4 lata) np. Odnoszenia swoich brudnych ubrań do pralni, odkładania talerzy do zmywarki, starcia rozlanego picia. Powoli uczymy tego też Borysa (3 lata) i Stasia (1,8 roku) i to prawda, że dzieci najlepiej uczą się przez naśladowanie! Maluchy są wręcz dumne, że potrafią zrobić coś NAPRAWDĘ, a nie udają sprzątanie.
Myślę, że fajnie, żeby mieli poczucie, że to ich dom i też są odpowiedzialni jak w nim wygląda.

Ale ciągle się uczą…


Nie zawsze w tygodniu naciskamy na sprzątanie zabawek z podłogi w ich pokoju. Zakładam ze spokojem, że raz w tygodniu porządne sprzątanie razem z mamą, albo tatą w zupełności wystarczy. Nie chodzi przecież o to, żeby dzieci cały wolny czas poświęciły na porządkowanie! Z resztą … ja też wolę szybką mobilizacje, rozwiązanie palących problemów i pobyć z rodziną.

sprzątanie z prędkością światła 😀
fot. Anna Makowska

Nie dajcie się zwariować

Na koniec chcę Wam powiedzieć- mamy małych dzieci, że przyjdą czasy gdy sobotnie porządki będą sensowne i dadzą trwalsze efekty niż do niedzieli rano. Ale na razie gdy masz np. dwoje maluszków nie zadręczaj się tym czego nie zdążysz lub nie masz siły posprzątać. Owszem usprawniaj funkcjonowanie twojego domu, może coś potrzebuje mieć osobne pudło, może coś powinno leżeć wyżej, może jakaś czynność powinna stać się nawykiem całej rodziny, a może potrzebujesz innego rodzaju urządzenia aby cały proces usprawnić. Jednak najważniejsze jest to, żebyście waszym domem i byciem razem się cieszyli. Te lata szybko nam miną.

Post powstał przy współpracy z firmą Thomas.
KLIK DO ODKURZACZA

Co i jak pakować do szpitala na poród?

Wydawało mi się, że temat jest już wyczerpany, jednak stale dostawałam pytania co ja pakuje w tą niezwykłą “podróż życia”. Postanowiłam więc zebrać tu najlepsze pomysły i te zupełnie nietrafione. W końcu kilka razy do tego szpitala się jechało…:D

Co za dużo to niezdrowo…

takie szpitalne widoki to ja rozumiem!

Kiedy jechałam na pierwszy poród moim największym błędem było zabranie TRZECH toreb: Jedna na sam poród, jedna dla mnie do szpitala, jedna dla dziecka. Ponieważ zostałam jednak w szpitalu na kilka dni, te wszystkie torby doprowadzały do szału biedne salowe, które codziennie starały się umyć podłogę. Kolejnym dyskomfortem z powodu nadbagażu było to, że wszystko musiałam zabrać ze sobą z sali na porodówkę… a nie każda położna była skora nosić te bambetle. Wcale się nie dziwię.
Zatem jeżeli nie masz w planach się irytować, a w twoim szpitalu brakuje najemnych tragarzy… przemyśl co bierzesz, a co może czekać zapakowane w siatkach i opisane np. na szafie.

Na dobry początek

Od czego zacząć? Dowiedz się co jest już dostępne w szpitalu, który wybrałaś. Z rozmów z koleżankami lub od położnych możesz się dowiedzieć, że wielu szpitalach na ciebie i twojego noworodka czekają:

  • pieluchy
  • podkłady na łóżko dla mamy
  • gigantyczne prostokątne “podpaski”
    (nie są wygodne oczywiście, ale na pierwsze dwie doby jak najbardziej mogą okazać się… w sam raz. )
  • jedzenie dla ciebie w wersji … podstawowej.
  • kaftaniki, czapeczki, kocyki i flanelki dla malucha
  • mleko modyfikowane dla dziecka w razie potrzeby

Co na pewno musisz zabrać:

Na poród:

Uwaga! Ta torba nie powinna być ciężka.
Ma ważyć tyle, żebyś w razie czego sama ją poniosła.
Mi najlepiej sprawdził się wygodny plecak.

  • dokument z wynikiem badania grupy krwi. Tu nie ma żartów.
  • wynik badania GBS
  • kartę ciąży i resztę wyników
    (ja w każdej ciąży mam tak wiele badań, że pytam lekarza, które z tych powinnam przy mojej sytuacji mieć “na wierzchu” razem z kartą ciąży. Resztę mam w teczce w walizce i w razie potrzeby jest możliwość przeanalizowania)
  • klapki na zmianę
  • ręcznik (do rozważenia dwa, ale niewielkie!)
  • koszula w której chcesz rodzić.
  • druga koszula “awaryjna”
  • dodatkowe bawełniane gatki
  • skarpetki ( bywa zimno w stopy szczególnie gdy poród trwa dłużej
  • woda (polecam mieć jedną mniejszą butelkę z dziubkiem lub bidon, łatwiej trzymać i pić w dziwnych pozycjach 😉 )
  • jedzenie (oczywiście dowiedz się od twojej położnej jaka jest sytuacja i co kiedy możesz! Bywają porody które idą powoli ale fizjologicznie i wtedy np. cukierek do ssania, daktyle, orzechy dodawały mi energii. Ale jeszcze istotniejsze jest… jedzenie dla męża 😀 nie będę się rozpisywać na ten temat – uwierzcie mi na słowo. głodny mąż nie pomaga przy porodzie tak jak podjadający 😉 )
  • gumka do włosów. (nie ma nic bardziej irytującego długowłosą rodzącą niż jej brak w razie potrzeby)
  • Urządzenie fotografujące 🙂 telefon, aparat… to co masz. Pamiętaj o ładowarce.
Udało się!

do szpitala “po porodzie”:

Do tego etapu wyprawy polecam walizkę na kółkach.

  • koszule wygodne do karmienia.
    ( ja biorę 2, a resztę układam w opisanej siatce w miejscu ustalonym z mężem. Potem jeśli potrzebuje, żeby mi dowiózł to nie ma problemu. Nie polecam sztucznych materiałów. Ja biorę tylko 100% bawełniane)
  • opcjonalnie szlafrok lub miła bluza.
    (W szpitalu bywa za zimno, lub za gorąco… nie wiem dlaczego nigdy optymalnie 😛 )
  • do rozważenia – drugie klapki.
    ( pierwsze takie które można łatwo umyć masz już z torby porodowej, ale niektóre dziewczyny lubią mieć jeszcze takie do chodzenia po pokoju 🙂 ja wolę wytrzeć papierowym ręcznikiem i mieć tylko jedną parę.)
  • ręcznik
  • szczotka do włosów.
    (zapomniałam na jeden pobyt w szpitalu 😀 nie polecam zapomnieć)
  • wszystko to czym lubisz się myć
    ( ALE najlepiej żeby było delikatne, bezwonne, w małych opakowaniach np. można sobie przelać do zestawów podróżnych.)
  • szczoteczka do zębów i pasta
  • Jeżeli masz ochotę spakuj sobie tusz do rzęs. J
    (a czuje się świątecznie jak pije dobrą herbatkę, mam rozczesane włosy i “zrobione oko”. Tylko wtedy dorzuć też coś do demakijażu! )
  • ROZRYWKA
    (Noworodki są różne… może się okazać, że nie masz czasu iść na dłużej do toalety. Ale może się też okazać, że spędzisz całkiem relaksujące godziny bez obowiązków. Ja brałam kindla, książkę, sudoku…)
  • Fajnie mieć papierowe ręczniki i paczkę chusteczek
  • długopis!
  • Kubek, sztućce (dowiedz się jak jest w Twoim szpitalu z tymi akcesoriami. Ja musiałam pakować)
  • dobre herbaty
    (niestety w szpitalu nie dają zazwyczaj dobrej herbaty, a po porodzie naprawdę dobrze jest sporo pić ciepłych napojów!)
  • Przekąski
    (Ponieważ moja rodzina dowoziła mi ciepłe jedzenie nie dorzucałam do tej torby zbyt wiele na zapas. Kilka rzeczy które w razie gdybym rodziła w środku nocy i nie było jedzenia na oddziale. Np. musli w małej paczuszce, paczka orzechów, owsiankę instant…suszone śliwki – dobry pomysł w związku z poporodowymi atrakcjami…)
  • woda
    (do tej torby dorzucam jedną, żeby nie dźwigać, a później donoszą mi tyle ile potrzeba 🙂 )

Dla bobaska

Rzeczy dla dziecka najlepiej, żeby mieściły się do
walizki “poporodowej”. To co ty wymieniam musi
mieć możliwość prania w wysokich temperaturach.

  • Ubranka
    (Jeżeli chcesz, żeby dziecko miało swoje ubranka, a nie szpitalne możesz zabrać co chcesz. Pamiętaj tylko, że będziecie tam tylko kilka dni – najprawdopodobniej 2. Nie trzeba brać setek bodziaków : ) ja biorę 2-3 body i spodenki ze stópkami – takie półśpiochy. Lubię też spakować czapeczki jako stylizacje do pamiątkowych zdjęć.)
  • Pieluchy – jeżeli nie ma ich w szpitalu
  • krem do pupy –
    (ja biorę linomag bo to mój ulubiony na odparzenia. Ale jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby taki maluch się odparzył. W pierwszych dniach nie używam niczego przeciw odparzeniom.)
  • mokre chusteczki.
    (I tu uwaga… przydają się raczej do przetarcia stolika, czy wytarcia na szybko rąk gdy trudno ci wstać bo karmisz lub masz gojącą się ranę po cc. Były porody na które nawet ich nie brałam. Zdrowiej jest myć dzieci wodą! A tej w szpitalnych kranach nie brakuje. W niektórych szpitalach są uszykowane gaziki, waciki które namoczone możesz użyć do podmycia dziecka. )
Pierwsze chwile jako rodzina 2+6
fot. Anna Makowska

Na wielki powrót

tą torbę zostawiam w domu i przywozi mi ją mój mąż

  • ubranie dla ciebie – i buty!
    (Naprawdę przygotuj je wcześniej. Naprawdę. Podekscytowany wydarzeniami tata może mieć problem z wybraniem stylizacji.
    Pamiętaj też, że twój rozmiar może się nie zmienić znacząco – macica nadal potrzebuje czasu żeby się obkurczyć. Coś luźnego lecz ładnego 🙂
    Miej w głowie to że pewnie będziecie chcieli zrobić kilka zdjęć z tej uroczystej chwili.)
  • ubranko dla dziecka.
    (Ja szykuje dwa różne rozmiary. Dlatego, że już kiedyś lekarze zgodnie pomylili się w szacowaniu rozmiaru noworodeczka… i Samuel w rozmiar 56 nigdy się nie zmieścił 😀 Ważył prawie kilogram więcej niż się spodziewali niektórzy.)
  • fotelik.
    (Ostatnie porody robiłam tak, że torbę z ubraniami na wyjście przyczepiałam właśnie do fotelika. )
Powitanie nowego członka rodziny. fot. Anna Makowska

Ostatnie myśli w temacie…

Nie popełniaj też mojego błędu z pierwszego porodu! Jak odwiedza cię ktoś z domu – oddawaj mu ubrania do prania! W przeciwnym razie ze szpitala wyjdziesz z 5 torbami.
Jeżeli ktoś Ciebie chce odwiedzić – uprzedź, żeby ewentualne prezenty poczekały na malucha w domu. A najlepiej, żeby w ogóle maluch dostał je kiedy będziesz miała siły i ochotę na gości. To wcale nie muszą być pierwsze tygodnie po porodzie.

Takie widoki w szpitalu… To Nasz “malutki” Samuel z Tatą.


Nie będzie przesadą notowanie wszystkiego co przyjdzie ci do głowy, że może się przydać. Pod koniec ciąży mój umysł pracował na tyle ciężko… że nie byłam wstanie napisać tego tekstu 🙂 . Takie odhaczanie punkt po punkcie listy rzeczy do spakowania niezmiernie mnie uspokajało!
Zatem bierz śmiało moją listę jako pomocniczą, i stwórz swoją własną dostosowaną do tego co w twoim szpitalu może się przydać. Powodzenia!

“Rok po roku”

Temat rodzeństwa z małą różnicą wieku jest rozległy i dla wielu osób … emocjonujący. Postanowiłam opisać wam nieco moich przemyśleń i anegdot.
OWSZEM TO JEST TRUDNE

Ta trójeczka urodziła się w 2 lata i 9 miesięcy.

Zacznijmy od tego, że #macierzyństwobezlukru jest ważnym elementem tworzenia treści w sieci. Nasze życie z dziećmi często odbiega od romantycznych wizji z “bliskościowych” książek, które czytamy w pierwszej ciąży. Stanowczo pierwsze lata rodzicielstwa nie przypominają też scen z reklam miękkich pieluszek i słodko pachnących płynów do kąpieli noworodka. I czasami dla kogoś kto w swoim otoczeniu nie miał wielu maluchów, zderzenie z rzeczywistością bywa szokujące.

JA SIĘ NIE DZIWIĘ!

Musicie jednak coś o mnie i moim mężu wiedzieć już na początku tego opowiadania. Jak to w ogóle możliwe, że mamy sześcioro dzieci i jesteśmy całkiem zadowoleni.
Oboje pochodzimy z dużych rodzin. U niego było jedenaścioro dzieci, a w mojej rodzinie siedmioro. Znamy blaski i cienie związane z małymi różnicami wieku “od środka”.
Ponieważ byłam najstarsza z rodzeństwa, jako nastolatka widziałam moją mamę w ciąży, po porodzie i karmiącą (dużo dłużej niż w latach ’90 było modne). Widziałam jak zaprowadza nas do szkoły z dzieckiem w chuście (wtedy to była sensacja) Dla niej to było naturalne. Dorastałam z małymi dziećmi u boku.

W obu rodzinach były różne tradycje, sposoby wychowywania, pomysły na wakacje, edukacje, jedzenie… ALE to co łączyło nasze dzieciństwo to rodzice, którzy dzieci widzieli jako DAR od Boga. I ta myśl towarzyszyła nam gdy zakładaliśmy rodzinę i towarzyszy nadal.

STRACH

Dlaczego w ogóle postanowiłam wam coś tu napisać na taki “kontrowersyjny temat”. Generalnie unikam wszelkiej gówno burzy w internecie. To nie na moje nerwy i nie chcę aby kiedykolwiek jakaś kobieta po drugiej stronie ekranu płakała przeze mnie.

Jednak ponieważ mój instagram rozwija się dosyć szybko, odkryłam, że wiele kobiet potrzebuje zobaczyć, chociaż trochę CZY TO W OGÓLE MOŻLIWE?

Dostaję dziesiątki zdjęć testów ciążowych. Wiadomości chwytających za serce od dziewczyn, które właśnie odkryły, że są w nieplanowanej ciąży, a ich starsze dziecko ma 2, 3, 6, 12… miesięcy. Czasami mam ochotę poprosić o adres, wskoczyć w autobus i je po prostu wyściskać i popłakać z nimi. Dla nich szczególnie zostawiam kawałek serca w tym tekście.

Jest różnica pomiędzy strachem, a obawą. Obawy też mam zarówno zanim zajdę w ciąże jaki i kiedy już w niej jestem:

  • Jak to będzie? Co by trzeba było zmienić ? mieszkanie? pracę? wózek? większe gary? poszukać innego przedszkola? Poszukać opiekunki? Czy z czegoś powinniśmy zrezygnować? Czy wystarczy nam sił?

Jestem zdania, że to część bycia rodzicem W OGÓLE! Niezależnie od ilości dzieci, od różnic wieku, warunków w jakich żyjemy…
Jednak nie miałam takiego głębokiego strachu przed kolejnym dzieckiem. Raczej pragnienie i zgodę. Skąd? Nie będę silić się na mądrości.
Po prostu ufam i wierzę, że jest dobry Bóg. Strach nie pochodzi od niego. A ja i mój mąż nie jesteśmy herosami, ale doświadczamy jego pomocy każdego dnia.

między tym duetem jest 15 miesięcy różnicy <3 Ciąża z Samuelem to było prawdziwe błogosławieństwo i “lajcik”, a Noemi twierdziła, że to jej dzidzia i wzruszających chwil było mnóstwo.

PODZIAŁ UWAGI

Kult indywidualnego podejścia powoli przekracza granice obłędu. Serio. Owszem potrzebujemy dbać o siebie, rozwijać się , realizować, tworzyć… Jednak gdzieś w tym wszystkim tracimy sens. W tym też trzeba zachować balans!

To słowo “stado” w nazwie mojego profilu nie jest bez znaczenia. Uważam i tak czuję, że człowiek jest stadnym stworzeniem.
Relacja z drugą osobą uczy nas o tym jacy jesteśmy, rozwija w kierunku na jaki nasz umysł samodzielnie by nie wpadł. Nie mówię tu tylko o rozwoju empatii.

Widzę to po moich dzieciach. Widzę to po mnie. Widzę to w wielu rodzinach wielodzietnych, które miałam zaszczyt poznać.

OCZYWIŚCIE, że popełniam błędy wychowawcze. Muszę czasami zrobić dwa kroki w tył i przemyśleć jak na tym konkretnie etapie rozwoju pomagać konkretnie temu dziecku. Ale to… dotyczy też rodzin gdzie dziecko jest jedno, albo co 15 lat 🙂

Moje sposoby na relacje z każdym dzieckiem z osobna:

  • z dziećmi które mają około 3 lata, zaczyna się taki czas, że warto wyjść z nimi na “randkę”. Tylko ja, albo tata i to konkretne dziecko.
    Gdzie? Kiedy? np. idę do spożywczaka biorę jedno, wracamy ze szkoły sami- rozmawiamy, Kuba idzie do “lerua” bierze jakieś dziecko (Noemi uwielbia sklepy budowlane z tatusiem, to typowa “makerka”), a czasami jest to jakieś specjalne wyjście np. tylko z jednym dzieckiem do muzeum, parku, lody, spacer… zależy od osobowości 🙂
  • Jeżeli nie ma opcji, żeby wyjść z domu staram się znaleźć takie momenty w ciągu dnia np. robię obiad – zapraszam to dziecko, które właśnie się kręci bezczynnie nieopodal i przy lepieniu “leniwych” mamy naprawdę kawał czasu na rozmowę. Ogarniam pranie w pralni – po drodze biorę kogoś za rękę ze sobą i rozmawiamy sobie zajmując czymś ręce.
    Ta metoda ma poważną zaletę – przy okazji uczę dzieci funkcjonowania domu, jak co działa, skąd się biorą czyste ubranka, jak powstaje zupa itp. z doświadczenia wiem… że dla wielu dzieci w dzisiejszych czasach jest to sekret…
  • Staram się każdego dnia “wyhaczyć”, każde dziecko osobno, wytulić i bez gadania przyłączyć się na chwile do jego zabawy czy projektu.
    Np. Mamy takiego jednego myśliciela w domu, który lubi zorganizować sobie miejsce na boku i sam w spokoju tworzyć coś z klocków, nie jest bardzo rozmowny. Siadam obok na ziemi i zaczynam budować obok niego, chwile razem żartujemy z naszych dzieł, tulę go…aż sam nie stwierdzi “Lubię cię! Muszę teraz biec bo mój nietoperz ma dziś taki plan…” i biegnie. Z błyskiem w oku.
    To trwa jakieś 5-15 minut… dom mi się nie zawali w tym czasie.
  • Świętowanie urodzin, imienin, dnia w którym np. my, albo starsze dzieci wracają z wyjazdu też zawsze jest okazją do podkreślenia tego, jak bardzo ważny w moim życiu jesteś mały człowieku.

MAŁA RÓŻNICA WIEKU – WYZWANIA TECHNICZNE

Karmienie maluszka, gdy w około kręci się inne maleństwo jest wyzwaniem. Mój sposób to przygotowanie wcześniej “koszyka atrakcji” w których skład wchodzi np. :

– książeczka
– niebrudząca przekąska
– bidon z wodą
– autko, konik, puzzle…

Czasami dzieci zupełnie ignorują mnie i zajmują się swoimi sprawami, a czasami jest to czas ćwiczeń logopedycznych, rozmów o genetyce, słuchanie opowieści o bardzo niemiłym koledze i setki innych rzeczy, które nawet miło robić na siedząco. Czasami po południu gdy potrzebuje nakarmić w spokoju, a Kuba skończy jakiś etap pracy idę zamknąć się w sypialni i karmię w ciszy, a on jest animatorem imprezy domowej 😉

Wieczorne karmienie czasami trwa godzinami, ale często koło 18:00 nasze najmłodsze dziecko najedzone przysypia lub leży ukontentowane w leżaczku. Wtedy zaczyna się prawdziwa operacja wojskowa czyli…

Usypianie dzieci w każdej rodzinie wygląda inaczej. W naszej to jest wysiłek fizyczny dla obojga rodziców, jednak związany bardziej z szykowaniem kolacji i obsługą stołu, a następnie łapaniem keczupowo, dżemowych paluszków, przenoszenie ich pojedynczo do łazienki. (Swoją drogą to też fajny moment na chwile rozmowy w ciszy z każdym dzieckiem osobno) Czasami kąpie Kuba, czasami ja. Po kolei wołamy dzieci – najstarszy myje się już sam z drobną asystą w razie potrzeby.
Najmłodsze dzieci ubieramy w piżamy, te nieco starsze np. od 2 roku życia zaczynają coś tam próbować same, a tak już od 4 roku życia ubierają się same.
(Choć nie bez dopingu… czasami w połowie ubierania spodni jakiś dinozaur zaczyna z nimi rozmawiać. Polecam wtedy zabrać jeszcze jednego dinozaura “mamę” który przypomni małemu, że wielki Samuel się właśnie ubiera i mu napewno zimno – historia autentyczna)

Potem szykujemy stół, stawiamy świecę, drugi rodzic szykuje mleka i herbatki. Gasimy światła i modlimy się. Po skończonej modlitwie, każde dziecko bierze swój ulubiony napój zanosimy maluchy do łóżka, buziaki w czoło, z niektórymi piąteczka, wyściskanie… i dobranoc. Latem gdy długo było jasno często opowiadaliśmy bajki. Ostatnio cała rodzina jest tak zmęczona, że takie opowieści zdarzają się raz na kilka dni. Noworodeczek oczywiście wtedy często wymaga wieczornej obsługi i długiego karmienia… ale im starszy tym łatwiej odkryć o jakiej godzinie idzie spać. Lepiej idzie mi włączanie dzieci do już istniejącej rutyny życia rodziny …bo już jest ustablizowana i po około 3 miesiącach życia dzidziuś sam dołącza do ekipy.

RUTYNA I ŻYCIA KRĄG

Jak wszyscy piszą, mówią i zapewniają rutyna jest ratunkiem w życiu z maluszkami. Im więcej maluszków tym łatwiej funkcjonować, gdy jakieś ramy życia rodzinnego istnieją.

Oczywiście rutyna latem, a rutyna zimą naturalnie jest inna! Zimą nasze dzieci śpią więcej (alleluja!) i od wczesnej godziny do momentu gdy trzeba wstawać. Latem pozwalamy sobie na przeciąganie dnia. Czasami mam wrażenie, że życie takiej rodziny wielodzietnej jest bardzo naturalne 😀

Dobrze jest też sobie odpowiedzieć na pytanie “czy moje dziecko ma dostawać wszystko natychmiast?” Nic nie stanie się trzylatkowi gdy usłyszy:

“dokończę go przewijać i zrobimy sobie picie… chcesz wody czy herbatki? może uszykuj już kubeczki. Też potrzebuje pić, a Noemi?”

Nagle w domu zaczynają pojawiać się wolontariusze. A sceny gdy czterolatek z poważną miną szykuje wodę młodszemu o rok bratu i dodaje ze słowami ” ja też lubię wodę, wypijemy sobie razem” tylko upewniają mnie, że dobrze szykujemy ich do życia.

ZAZDROŚĆ

Temat rzeka. Każda rodzina ma swoje spostrzeżenia. Nie ma co się przekrzykiwać. To co widzę w swoim otoczeniu to, to że niespodziewanie dzieci w wieku 14 – 18 miesięcy przyjmują nowego członka rodziny często łatwiej niż te w wieku 6 lat… to nie matematyka. To miłosna historia, a więcej czasu między narodzinami mogą nie pomóc. Szczególnie jeżeli jesteśmy spięci i wyczuleni na ten problem, już zanim w ogóle zajdziemy w ciążę. Dzieci czują naszą niepewność i rozterki. Do tego patrzą na książeczki, gdzie każda Basia, Kajtuś i Zuzia jest zazdrosna, tupie nóżką i robi sceny bo będzie mieć braciszka. Do tego dochodzą członkowie rodziny z komentarzami:

“HO! HO! Będziesz mieć braciszka – no to się skończyło”

Jak czujesz się kiedy np. masz dostać awans. i ktoś na tą wiadomość mówi:

” HO! HO! Awansik! To teraz z roboty nie wyjdziesz i musisz dalej dojeżdżać… Jesteś taki biedny… skończyło się! “

A co czujesz kiedy słyszysz:

“HO! HO! Ale nowina! Gratulacje, to będzie nowa przygoda… ciekawe jak to będzie… uszykujemy imprezkę z tej okazji ?”

No właśnie…

PUSTY ZBIORNICZEK I JEST NADZIEJA

Jakby tak wszystko zebrać do kupy … (której jest sporo w pierwszych latach życia rodziców rokporokowych…) To są dni w których dosłownie nic nie wychodzi. Nawet my na dwór. Nawet obiad na czas, nawet poranne mycie zębów odbywa się o 16:45. Czasami emocje sięgają zenitu, i należy opuścić pomieszczenie i pokrzyczeć w poduszkę. Czasami nie zdążysz wyjść z pokoju gdy zobaczysz co narobili. Jak to w rodzicielstwie bywa.
Dbaj o siebie. Dbajcie o siebie nawzajem. Jesteście bardzo potrzebni.

Będzie też pięknie.

p.s. Zdjęcia w artykule są autorstwa najstarszej trójki naszych dzieci, musiałam wykupić do nich prawa czekoladą i drobnymi monetami na fundusz legoskowy 😀